Marzenia…ok, właśnie się spełniają. Wstępne plany też już gotowe. Front robót również przygotowany. Teraz nadszedł ostatni moment, żeby spojrzeć tak na serio na stan domowej skarbonki. Od początku naszej remontowej przygody byliśmy zgodni w kwestii standardów budowy i wykończenia, jakie są dla nas akceptowalne. Ma być po naszemu, czyli niestandardowo, ale przede wszystkim wygodnie, funkcjonalnie i ekonomicznie. Nigdy nie było naszym zamiarem przekształcać przeciętny przedwojenny dom w najlepszą willę na dzielni… Chcieliśmy jedynie dostosować zastaną przestrzeń do naszych potrzeb. Potrzeb młodego małżeństwa z małym dzieckiem, a przy tym nieco ją unowocześnić i nadać charakteru.
Remontujemy sami!
Zdecydowaliśmy, że na remont nie będziemy się zapożyczać. Nie chcieliśmy dodatkowo martwić się spłatami późniejszych rat, troski o terminowość itp. To zupełnie nie było dla nas. Postanowiliśmy więc, że dom wyremontujemy sami, tak jak wspomniałam wcześniej, ekonomicznie i dość oszczędnie. Dumny Mąż najchętniej zamieniłby słowo oszczędny na hm…niestandardowy albo nawet oryginalny na swój własny sposób. Niestety, jak coś jest niestandardowe, to wiadomo, łatwo nie będzie. Jak nie będzie łatwo to okiem fachowca za tanio też być nie może… Dlatego też z pełną świadomością konsekwencji, wszystkim remontowo-budowlanym fachowcom grzecznie podziękowaliśmy. Takim oto sposobem na polu budowy zostaliśmy sami.
Zastanawiasz się pewnie, ile w tym, co piszę, jest prawdy. Przecież na wszystkim znać się nie można. Jak to mówią „jeśli ktoś jest od wszystkiego, to jest do niczego” Myślisz sobie więc, że pomoc specjalisty, jeśli nie teraz, to na być może późniejszym etapie i tak będzie nieunikniona… Nie zaprzeczę, bo być może masz racje. My jednak na wstępnym etapie naszych budowlanych prac, zupełnie nie braliśmy tego rozwiązania pod uwagę. Dysponując parą zdrowych rąk i nóg, wspomagając się okazjonalnie rodziną, podjęliśmy wyzwanie zupełnie sami.
Skąd nasza wiedza?
Przy wstępnych pracach, typowo przygotowawczych sądzę, że nie potrzeba wiele specjalistycznej wiedzy. U nas, jak i myślę na każdej innej budowie początek to tylko gruz i jeszcze raz gruz, gruzem pogania. Jak chwilowo nie ma gruzu, to są śmieci i mnóstwo innych, niepotrzebnych rzeczy do wyrzucenia. Potem, dla odmiany co? Znów…kolejna porcja gruzu. Najcenniejsza okazuje się więc siła fizyczna, wytrwałość no i czas. Jego trzeba mieć naprawdę wiele. Skłamałabym jednak, pisząc, że z tematami ogólnobudowlanymi nie mieliśmy nic wspólnego. Mieliśmy. Ja, z racji wykształcenia, a mąż zdobytych zdolności technicznych i obserwacji wielu budów, na których bywał, z racji wykonywanego zawodu. Nie jest to jednak wiedza na miarę ekspertów bynajmniej. Wiele w niej intuicji i improwizacji a najwięcej jeszcze odwagi do tworzenia czegoś niestandardowego, na przekór normom i schematom.
Ciekawa jestem, jak to było u Was? Czy również remontujecie sami?
A może zdecydowaliście się na fachowców tylko na jakimś etapie?
Fajny blog! 🙂
My właśnie z mężem kończymy remontować stary dom, typową „polską kostkę” i planujemy się przeprowadzać jeszcze przed świętami 🙂 Zaczęliśmy w połowie marca, większość własnymi siłami.
Wiele prac wykonywaliśmy sami, z pomocą taty, wujka 🙂 Ekipę mieliśmy do wykonania nowej hydrauliki, elektryki i płytek w łazienkach 🙂
Magda-super, że też uwierzyliście we własne siły i remontujecie sami. Sama przyznasz, że to spora oszczędność i jeszcze większa satysfakcja! Pół roku na remont to naprawdę szybkie tempo – GRATULUJĘ! Bardzo mi miło, że blog Ci się spodobał:) Życze powodzenia w przeprowadzce 🙂
Remont wykonany osobiście pozwala zejść z kosztów. Jednak ja chyba wybrałbym profesjonalną firmę oferującą usługi remontowe.
Wtedy nie da to takiej pełnej satysfakcji z uzyskanego efektu 🙂